BUD Budapest

  • Zapisz tekst bieżącej strony do PDF
  • Drukuj zawartość bieżącej strony

                  

Artykuły

BUD - LOTNISKO DOOKOŁA

Budapeszt – cukierek z bombonierki

              „Życie jest jak pudełko czekoladek – nigdy nie wiesz, co ci się trafi”. Jakoś tak to brzmiało. Dawno nie oglądałem „Forresta Gumpa”. Bieg wokół lotniska w Budapeszcie to taki cukiereczek wyciągnięty z bombonierki. Wyglądał niepozornie. Nie spodziewałem się żadnych fajerwerków. A tu proszę, jakie zaskoczenie. Gdy robiłem rozpoznanie, nie wyglądało to dobrze. Chodnik między torami a drogą szybkiego ruchu, i tak ze cztery kilometry, a potem już tylko gorzej. Chcieli mnie rozjechać – bracia Węgrzy.  Żadnych „unijnych” chodniczków, tylko wstrętne pobocze. Pełen zawód. Na szczęście uciekając od samochodów, znalazłem ścieżkę przy płocie lotniska. Wracając nią nabrałem otuchy. Przecież nie może być aż tak źle!

            Następnym razem wyruszyłem spod Airport Hotel nieco wcześniej, by mnie zmierzch nie zaskoczył. Zacząłem też w drugą stronę, czyli przeciwnie do ruchu wskazówek zegara (czy ktoś jeszcze pamięta jak wygląda zegar ze wskazówkami?). Był lany poniedziałek, więc ruch w Veces był niewielki. To wniosek na przyszłość. Takie eskapady tylko w święta. Słuchu się nie marnuje, a i płuca nieco mniej dostają spalinami. Biegłem tak, przez uśpioną miejscowość, koło cmentarza i byle szybciej do wiaduktu. Stąd zaczyna się prawdziwa wycieczka biegowa. Z wiaduktu rozpościera się rozległy widok na lotnisko. Nie żebym był romantykiem, ale lotnictwo z zewnątrz jest po prostu piękne (chyba już o tym pisałem). Za wiaduktem zaczyna się raj dla biegaczy okołolotniskowych. Najpierw oznaczoną drogą dobiegłem do górki spoterów. O daj nam Boże taką na Okęciu. Potem już wzdłuż płotu, mając po lewej lotnisko ( dla zainteresowanych RWY 13L/31R ), a po prawej drzewa, krzaki i pola. I żadnego asfaltu!!! Obiegając końcówkę pasa trafiłem na dzikie pole biwakowe. Kilka samochodów, rodziny z dziećmi, młodzież z czymś mocniejszym, rowerzyści. I wszyscy bawią się, zerkając co i rusz na startujące samoloty.

       Takie widoczki towarzyszyły mi jeszcze długo, gdy biegłem dalej wzdłuż pasa. W polach wokół lotniska stały samochody, a ludzie spędzali po prostu wolny czas obserwując lotniskowe życie. Miałem nieodparte wrażenie, że niektóre pary bardzo dobrze się przy tym bawiły. Ale ja przecież o bieganiu. Po jakichś dziesięciu kilometrach polnych dróg trafiłem na kawałek asfaltu. Pobocze w tym miejscu było szerokie, a cała ulica świeżo odremontowana. Widać i tu trafiają fundusze strukturalne. Nagroda za „klepanie asfaltu” czekała na zakręcie. Wyjaśniło się, dlaczego w tym miejscu wszystkie mapy wyprowadzały mnie z dala od pasa. Hodowla baranów (nie mylić z lotniskiem Baranów). I to takich z prostymi rogami. Musiałem się zatrzymać i zrobić kilka fotek. Terminal cargo i samoloty w tle, a na pierwszym planie stado kudłatych owiec. Tego się nie spodziewałem.

       Jeszcze trochę asfaltu i hop na odkrytą poprzednio drogę wzdłuż płotu tym razem pasa 13R/31L. Tu samoloty lądowały w ciemniejącym świetle wieczoru. Drogę znałem już dobrze. Zacząłem „poganiać”, żeby nie biec po ciemku. Nie zboczyłem więc do drugiej górki spoterów przy terminalu cargo. To będzie cel następnej wyprawy. Drogę wzdłuż torów i autostrady potraktowałem, jako zło konieczne. Szybko zleciało. Miałem przecież w oczach piękne widoki otwartych przestrzeni i samolotów liniowych dostojnie startujących i lądujących na lotnisku Feryhegy.

      Podsumowując. Warto się wybrać na bieg wokół lotniska w Budapeszcie. To 23 km. porządnego wybiegania bez mozolnego klepania asfaltu. Co najmniej 2/3 trasy to drogi gruntowe! Ma to oczywiście dobre i złe strony. Nogi lepiej pracują, ale nie zapuszczajcie się tam w czasie deszczu, albo zaraz po nim. Nie ma też za dużo zurbanizowanych kawałów. Niewątpliwą zaletą trasy jest ominięcie całego węzła komunikacyjnego portu lotniczego BUD. Sam port – i nowy, i ten stary - można oglądać z wielu punktów na trasie. To była piękna przygoda. W mojej subiektywnej skali mocna ósemka.

 

         TRASA

BUD RUNWAY RUN 6.0

Oto relacja z poprzedniej edycji Biegu. Szykujemy się na nową. Pewnie znów coś napiszę na razie cieszmy się wspomnieniami :-)

Miał być frontalny atak RUN A LOT-owców na Budapeszt. Z różnych względów wyszło jak wyszło, ale i tak reprezentacja naszych biegaczy dotarła na start Budapest Airport-anna.aero Runway Run 6.0. Drużyna w składzie :

                            Agata Pietraś

                            Bartosz Cybichowski

                            Maciej Lenartowicz

                            Jerzy Stypa

stawiła się w Terminalu 1 lotniska w Budapeszcie w bardzo dobrych humorach, gotowa do walki. Cały budynek został zaadaptowany na potrzeby biegu. Odbiór pakietów startowych i rejestracja przebiegły sprawnie. Czuliśmy się trochę jak pasażerowie przed kolejnym rejsem. Starczyło czasu na „przebieranki” i okolicznościowe zdjęcia. Organizator zastrzegł sobie, że biegnąć można tylko w koszulkach z pakietu, więc do zdjęcia ekipy LOT-owskiej musieliśmy się osobno przygotować.

   „Zachipowani” i zaobrączkowani wyszliśmy na płytę lotniska. Od razu było wiadomo, że nie będzie lekko. Słońce, szybko rosnąca temperatura i dość silny, suchy wiatr, mówiły jedno – szykujcie się. Najpierw swój Bieg miały dzieci. My w tym czasie nieco się rozgrzewaliśmy, a potem nawet podpiekali z lekka. Rozgrzewka w tych warunkach – brzmi trochę dziwnie. Cóż, lato było gorące, więc takie "ciepełko" to w sumie normalka ;-). Punktualnie o 11:00 na sygnał startera ruszyliśmy do boju. Najbardziej liczyliśmy oczywiście na Agatę. Zaczęła spokojnie – jak na profesjonalistkę przystało. Gdy mijała mnie gdzieś w rejonie 3 km., była jeszcze piąta. Potem pomału pięła się w górę by na ostatnich metrach wydrzeć niemalże 2 miejsce. Jeszcze przed nią na mecie zameldowali się chłopaki: Maciek i Bartek. Na końcu doczłapał – nieco bez formy – piszący te słowa. A oto oficjalne wyniki:

   Maciej Lenartowicz  – Miejsce   7(m) :    5km - 20:21,  finisz :     - 41:21

   Bartosz Cybichowski – Miejsce 19(m) :   5km - 21:16,  finisz :     - 43:32

   Agata Pietraś              – Miejsce 2(k) :       5km – 22:15,  finisz :    - 45:26

   Jerzy Stypa                  – Miejsce 182(m) : 5km – 30:19,  finisz : - 1:00:54

 

        Można zauważyć, że ogólny poziom sportowy naszej drużyny był dość wysoki. Wyniki poniżej 45 min. robią wrażenie. Widać też, że wszystkim dała się we znaki druga połówka. Oj, zapamiętamy ten ósmy kilometr. Pod wiatr, który nie chłodził, pod słońce, i pod górkę ( tak ,tak : stromo jak cholera). Dobrze, że w tych warunkach nikomu nic się nie stało i ekipy zabezpieczające nie musiały interweniować. Na mecie woda w dużych ilościach i znów sesja fotograficzna. W końcu taka okazja zdarza się rzadko. „I po balu panno Lalu”, wracamy do terminalu.

       Tam zabawa oczywiście trwała dalej. Zostaliśmy na oficjalnej dekoracji. Biliśmy brawo wszystkim zwycięzcom, a szczególnie „naszej” Agacie. Było wesoło i na luzie. Nie obyło się bez przygód. Zwłaszcza zabawne było – po fakcie oczywiście – tajemnicze zniknięcie aparatu reporterskiego. Na szczęście znalazł się i skończyło się na kupie śmiechu. Sama dekoracja odbyła się przy muzyce i odgłosach burzy, która w międzyczasie przetoczyła się nad lotniskiem. No trzeba mieć szczęście w życiu !!!

       Podsumowując, Bieg po pasie w Budapeszcie to miła i dobrze przeprowadzona impreza. Organizatorzy zadbali o sprawne działanie biura startowego, bezpieczeństwo zawodników i zabezpieczenie infrastruktury lotniska w czasie całej imprezy. Były toalety w strefie startu, woda, przebieralnie, a nawet prysznice. Na lekki minus można zaliczyć brak informacji, że dojazd z terminalu 2 jest płatny, jeden punkt nawadniający  ( 3/8 km. ), oraz Pasta Party tylko dla wybrańców. Ale i tak czuliśmy się dopieszczeni i prawie jak u siebie. Gratulacje dla drużyny AIR LINGUS, która po raz kolejny jakością i ilością wygrała konkurencję w kategorii - Linie Lotnicze. Mamy oczywiście ciche marzenie, że może następnym razem to MY będziemy świętować zwycięstwo. Ja natomiast po cichu liczę, że i u nas na Okęciu da się „zmajstrować” taką imprezę. Na razie daleka do tego droga, ale kto wie….. .

                                                      Jerzy Stypa

 

                foto: Maciej Lenartowicz i Jerzy Stypa

Rozwiń Metryka

Podmiot udostępniający informację:
Data utworzenia:2019-04-29
Data publikacji:2019-04-29
Osoba sporządzająca dokument:
Osoba wprowadzająca dokument:Jerzy Stypa
Liczba odwiedzin:5050