"Żółwińskie" refleksje... :-)

  • Drukuj zawartość bieżącej strony
  • Zapisz tekst bieżącej strony do PDF
16 września 2022

Początek września zwykle kojarzy się ze schyłkiem lata, a żółwie to gady, które mimo posiadania czterech kończyn nie kojarzą się nikomu ze sprintem ani z wyścigiem. Pozornie oba te fakty nie mają ze sobą nic wspólnego, tymczasem tegoroczna Żółwińska Piątka udowodniła, że da się je połączyć, a nawet je podważyć! Dzień startu bowiem, mimo że wrześniowy, był upalny i piaszczysty niczym plaża w środku lata, a spoceni, oblepieni kurzem żółwińskich łąk biegacze płci obojga, choć posiadają jedynie dwie nogi, przypominali w ruchu bardziej gepardy niż żółwie błotne, którym wszak Żółwin zawdzięcza swą nazwę.

Jak z żółwia zmienić się w geparda? Pozornie to proste:

  1. Trenuj, wiadomo. Biegaj na wiele tygodni przed startem w Piątce; zacznij najlepiej z początkiem lata, albo jeszcze wcześniej, tak z 10 lat wstecz! Chcąc zmylić potencjalnych rywali nie zdradzaj się ze swoimi treningami -- zasypiaj w trampkach i wstawaj skoro świt, by lecieć w gęstych oparach mgły i szarzyzny porannej lub ciśnij kilometry wieczorami, w gęstwinach mroku. W celu wzmocnienia efektu niewidzialności nie zaleca się używania czołówek, tym bardziej zaleca się za to bieg z wyciągniętymi ramionami – przy okazji ćwiczymy bicepsy i tricepsy. Jak pogodzić to z regularną pracą? Siniaki i zadrapania zakryjesz odpowiednio dobraną odzieżą, a gdy będą odpowiednio bolesne, utrudnią zbyt długi sen tworząc dodatkowe przestrzenie czasowe dla twoich treningów.
  2. Jedz. Baterie się same nie naładują, a w miarę trenowania rozładowują się jakby prędzej. Jak jeść, zapytasz? Dziś ta kwestia awansowała do kategorii pytań egzystencjonalnych, a według niektórych udzielenie jakichkolwiek wskazówek naruszyłoby ich sferę intymną. „Jak jeść” to w zasadzie parafraza pytania „jak żyć?”. Starajmy się zatem jeść tak jak żyjemy: z umiarem, świadomie, kontrolując apetyt, a nie oddając mu się we władanie, dbając o doznania smakowe i wysoką wartość pożywienia. Wcale tak nie żyjesz, nawet mimo chęci?! Ja też nie! J I między innymi dlatego biegam – bo dzięki regularnym treningom mogę jeść WSZYSTKO i KIEDY CHCĘ (no, z wyjątkiem dni startu i na godzinę, dwie przed treningiem). W istocie jedzenie dla biegacza jest ważne o tyle, że bez jedzenia nie ma kupy. A bez zrobienia kupy nie wychodzi się biegać, jeśli ma się problem z defekacją w terenie.
  3. Pij. WODĘ. Biegając wypacasz całe hektolitry. To dobrze, bo wraz z potem nasze ciała opuszczają wszelkie toksyny, wypity alkohol, pożarte fast foody i wszystko, o czym świadomie zapomnieliśmy, żeby nie psuło nam zanadto nastroju. A dzięki wyciśniętym podczas treningów siódmym potom nasze grzeszki naprawdę odchodzą w zapomnienie. Zatem -- won, śmieci! Wymiatajta z podwórka wraz z bijącymi źródłami wypitych płynów! Pij więc, ludziu drogi, co najmniej dwa litry dziennie, bo w 70 procentach z wody się składasz!!
  4. Wypoczywaj. (Ale nigdy nie bądź leniem.) Nie pobiegniesz zdrowo bez zapasu sił. (Skąd wziąć zapas, gdy ciągnę codzienność na rezerwie…?) Nie masz zapasu energii bez odpowiedniej dawki regeneracji po treningu. (Rozgrzewka, trening, rozciąganie i jeszcze regeneracja…?! Kiedy nie zdążyłam nawet zjeść śniadania!!) Każdy trening jest szokiem dla ciała. (TO JEST SZOK, ŻE JA W OGÓLE ZAMIERZAM JESZCZE BIEGAĆ PRZY TYCH WSZYSTKICH WYMAGANIACH.) Jeśli wprowadzasz treningi do swojego terminarza, powinien się w nim znaleźć czas także na odpoczynek. (Nadal nie znalazłam chwili na cholerne śniadanie!) Wysypiaj się. (Przecież bolą mnie siniaki od biegania po omacku przed wschodem słońca!!) Przetrawiaj stresy, dopieszczaj układ nerwowy. (KIEDY?!?) Nie wychodź zanadto ze strefy komfortu. (Przecież ciągle słyszę i czytam, że wychodzenie ze strefy komfortu to podstawa każdego rozwoju…) Nie jesteś zawodowym lekkoatletą. (Tak, tak! Nareszcie z czymś się zgadzam!) Biegasz dla przyjemności (CZYJEJ?!) i w swoim wolnym czasie (W CZYM?!?!). Z nikim się nie ścigasz. (Akurat…) Chcesz tylko przebiec piątkę — to mądrze, to zdrowo, to jest dobre dla każdego. (Zaczynam mieć wątpliwości, czy dla mnie także…) Nie musisz się ścigać nawet sam/-a ze sobą. (Taaaa, tylko z czasem…) Uspokój się. Naprawdę się uspokój. (Odczep się wreszcie, to się uspokoję!!!) To tylko piątka. („Tylko”… Słodki Jezu… Ale PIERWSZA!!)

To jak to było? „Słońce, upał, piasek, gepardy”? Tak, mamy to, za dwie minuty start. Wczoraj była sobota, więc wieczorem poszło pół butelki wina, a rano przed startem była kawa, bo pasuje do zasady o kupie. Poza tym i wino i kawa to napoje, więc nawodnienie – zaliczone! Z grubsza odhaczyć można punkty od 1. do 3. Punkt czwarty jest wkurzający, więc zanadto nie poświęcamy mu teraz uwagi. Za minutę start, więc pora skupić się na rozmowie z samym sobą: dasz radę, będzie dobrze, to tylko pięć kilometrów, potem będą pączki i drożdżówki, mniam, byle do mety!

 *  * *

            I wiecie co? Wystartowałam, pobiegłam, ale nie dobiegłam. Bo tak czasem bywa. Bo choćby się zaplanowało wszystko co do joty i trzymało na poważnie każdego punktu, to często sprawy wymykają się po prostu naszej kontroli – na szczęście! Bo wtedy nagle robi się miejsce dla punktu czwartego! Zasłabłam na 100 m przed linią mety? Nie szkodzi, przewiozą mnie wozem straży miejskiej! Wnosiło mnie do wozu dwóch strażaków do pary ze strażnikami miejskimi? Cudownie! Pójdę do lekarza i porządnie się zbadam – od dawna miałam to na liście, ale treningi zabierały cały wolny czas… A teraz nie ruszę się więcej i właśnie TAK będę leżeć!! Parę dni zwolnienia i pomału stanę z powrotem na nogi. I docenię punkt 5.

  1. Ciesz się samym faktem uczestniczenia w imprezie. Chłoń widoki twarzy biegaczy, kibiców i wolontariuszy. Pomyśl, ile ludzi spotyka się w tym samym miejscu i o tym samym czasie, żeby impreza doszła do skutku. Daj się zaskoczyć życzliwości biegaczy na trasie – okazuje się, że większość wcale się nie ściga, tylko współbiega towarzysko. Przypomnij sobie uroczego pana grajka, którego śpiew słychać było z każdego odcinka trasy. Przypomnij sobie przesympatycznego pana kolekcjonera żółwi z małżonką. Przypomnij sobie serdecznego, słusznie zadowolonego Mietka komentującego wszystko nonstop przez mikrofon i zaangażowanie Leszka i Hani, żeby nic nie zgrzytało. Życzliwość kibiców, obecność przyjaciół i znajomych, pomoc panów mundurowych, zacienione stoliki, dobre jedzenie i ogrom dobra i ciepła bijący zewsząd. (No dobra, dobra! Pobiegnę znowu! Przecież nie mówiłam, że więcej nie pobiegnę!!)

 

            PS Jeśli bieganie traktujesz jak tymczasowy eksperyment, który w każdej chwili można zakończyć, unikaj za wszelką cenę imprez biegowych organizowanych przez STO-nogi i Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół”. Jedna pojedyncza dawka kończy się całkowitym uzależnieniem.

Gosia Gradkowska

1 – miejsce w kat. K.