Wiedeń zdobyty !!!
Czyli
Złe miłego początki
Z moich doświadczeń z bieganiem wokół portu lotniczego w Wiedniu wynikało, że jest to teren raczej nieprzyjazny biegaczom. Brak dróżek rowerowych i chodników powoduje, że teren wokół portu jest przyjazny jedynie samochodom. Ostatni nieco dłuższy pobyt w tym miejscu spowodował dość sporą zmianę w moich zapatrywaniach. W końcu tylko krowa nie zmienia poglądów. Ale po kolei.
Najpierw zgrały się trzy rzeczy: miałem wolne popołudnie, zrobiła się ładna pogoda, znalazł się kolega Tomek – równie nawiedzony – który chciał pobiec razem ze mną. Taka okazja zdarza się tylko raz. Ruszyliśmy więc na spotkanie przygody równo o 13:00. Założenie – spokojna wycieczka biegowa dookoła lotniska Wiedeń-Schwechat. Początek trasy to znana już droga do Fishamend. To jeden z tych nieprzyjemnych kawałków. Trzeba przeciąć parking obok marketu, a potem wzdłuż drogi szybkiego ruchu i na pierwszym zjeździe skręcić w prawo. Dużo samochodów i hałasu. Znów w prawo, w lewo na wiadukt i tu już zaczyna się sielanka. No prawie. Początkowo ustępujemy drogi olbrzymim ciężarówkom, które wyjeżdżają z pobliskiej żwirowni. Wkrótce jednak pozostajemy tylko my, droga i płot lotniska, za którym widać samoloty lądujące na pasie 34. Dobiegamy do górki spoterów. Stąd rozpoczyna się już TERRRA INCOGNITA – nieznana ziemia po której nie stąpały nasze buty biegowe
.![](http://www.sto-nogi.pl/piloci//container/./20171207_140127.jpg)
Słońce tak daje, że zastanawiam się, czy nie ubrałem o jedną warstwę za dużo. Na lewo sielski krajobraz. Pola, miasteczko gdzieś w dole, cmentarz, i znów pola. Tak dobiegamy do drogi na Schwadorf. Tu trochę cywilizacji. Ulica, tory, asfaltowa ścieżka rowerowa. Miło i ciepło. Wkrótce – tuż przed tablicą z nazwą miasteczka, skręcamy znów w prawo.![](http://www.sto-nogi.pl/piloci//container/./20171207_141123.jpg)
![](http://www.sto-nogi.pl/piloci//container/./20171207_141130.jpg)
No teraz to już zupełny odjazd ( znaczy odbieg – tak myślę ). Wiejska droga, jakiś jar, znowu pola, sarenki. Znów pas 34. Tym razem z drugiej strony. Widoki po horyzont. ![](http://www.sto-nogi.pl/piloci//container/./20171207_142100.jpg)
![](http://www.sto-nogi.pl/piloci//container/./20171207_142531.jpg)
![](http://www.sto-nogi.pl/piloci//container/./20171207_143157.jpg)
Cały czas trzymamy się wytyczonej trasy, ale i tak właściwie nie można się zgubić. Od razu widać – w przeciwieństwie do Helsinek czy Frankfurtu - gdzie biegnąć, jeżeli chce ktoś zrobić taką rundę jak my.
Spokojnie dobiegamy do jakiegoś przysiółka. Nazywa się wdzięcznie Katharinenhof. ![](http://www.sto-nogi.pl/piloci//container/./20171207_144827.jpg)
![](http://www.sto-nogi.pl/piloci//container/./20171207_144841.jpg)
To już za połową drogi. Czas zrobić krótką przerwę. Posilamy się nieco. Batoniki smakują wyśmienicie. Czy was też dopada głód tak gdzieś na 14-tym kilometrze? Ktoś mógłby zrobić na tym pracę doktorską. Za wioską znów wyłania się lotnisko. Tym razem pas 29 i zabudowania portu. No to jest „cóś piknego”. ![](http://www.sto-nogi.pl/piloci//container/./20171207_145023.jpg)
![](http://www.sto-nogi.pl/piloci//container/./20171207_150108.jpg)
Atmosferę idylli psuje nam tylko zapach, a właściwie po prostu smród. Gdzieś rozerwało rurę kanalizacyjną, bo mijamy samochody techniczne i panów, którzy „nurkują” w pobliskich studzienkach. Muszą nas nienawidzić.
Dobiegamy znów do ogrodzenia. Czujemy już nogi, więc z wdzięcznością witamy jego załamanie . Odtąd już będzie z górki.![](http://www.sto-nogi.pl/piloci//container/./20171207_151553.jpg)
Niestety, to podpucha. Wkrótce znów podążamy na zachód. Dopiero za jakeś 800 m przyjdzie nam wreszcie obrać kurs powrotny. ![](http://www.sto-nogi.pl/piloci//container/20171207_152136.jpg)
Widzimy już rafinerię, którą zna każdy kto startował z pasa 29 w Wiedniu. Nocą to jasny punkt orientacyjny. Teraz w promieniach zachodzącego słońca zwiastuje rychły koniec wycieczki.![](http://www.sto-nogi.pl/piloci//container/20171207_152126.jpg)
No – nie taki rychły. Które kilometry są najcięższe? ……. Te ostatnie. W dodatku robi się chłodno. Jednak ta dodatkowa warstwa ubrania przyda się na coś. Mijamy maszyny rolnicze rozsypujące gnojówkę ( znów smród – to już jakieś fatum ).![](http://www.sto-nogi.pl/piloci//container/./20171207_153027.jpg)
Mijamy terminal General Aviation - tu zaczyna się port lotniczy. Na pobliskim skrzyżowaniu musimy udawać samochód, bo przejścia dla pieszych nie ma.![](http://www.sto-nogi.pl/piloci//container/./20171207_153537.jpg)
No i wreszcie trafiamy na znaną już dróżkę asfaltową w kierunku lotniska. To fragment jedynej w okolicy trasy rowerowej wytyczonej z centrum miasta na lotnisko. Teraz to już naprawdę „z górki”. Trzeba jeszcze tylko wykonać slalom między budynkami portu i samochodami, które są wszędzie.
I tak kończy się wycieczka. Wyszło niecałe 24 km. Trasa warta polecenia. Gdyby ktoś chciał to niech się wybierze, bo warto. Niestety w naszym hotelu nie ma rowerów do wynajęcia, więc pozostaje wersja HARD na własnych kapciach. Ale to przecież żaden kłopot dla latających biegaczy. Takie dłuższe rozbieganie.
LINK DO MAPKI