Górski Bieg Stonogi 2020
Moi drodzy
Górski Bieg STO-nogi 2020 przeszedł do historii. Po trzech latach posuchy znów ruszyliśmy w góry. Nasz pierwszy bieg górski nazwaliśmy szumnie STO-nogi Ultra Trail - czyli SUT. Odbył się 1.05.2017 r. na dystansie 75 km z Łękawicy k. Żywca do Stróży k. Myślenic. Wystartowało pięciu zawodników, a tytuł finishera zdobyło tylko trzech. Powstał od razu plan rozwoju imprezy, ale trudności logistyczne i brak zainteresowania spowodowały, że drugi SUT już się nie odbył.
W tym roku pomimo zarazy (a może właśnie dzięki niej) udało się wskrzesić górską imprezę biegowo-rowerową. Tym razem pod nazwą Górski Bieg STO-nogi, bo przecież nie każdy bieg po górach musi być od razu ULTRA. Poza tym nazwa GBS miło się kojarzy z GSB (Główny Szlak Beskidzki). Trudno też konkurować z tak zacną imprezą jak Salamandra Ultra Trail. Nasz bieg miał charakter towarzysko-kameralny. Trasa liczyła ok.35 km i wiodła głównie znakowanymi szlakami Beskidu Małego. Zdarzyły się też odcinki poza szlakiem - czyli „na szagę” - co tygrysy lubią najbardziej. Nie dało się uniknąć niestety jakichś 4 km asfaltu. W sumie nazbierało się 1300 m. przewyższenia.
Była też wersja rowerowa. Ku ogromnej radości organizatora w tym roku znaleźli się chętni na tą formę aktywności. Tutaj trasa liczyła ok. 30 km i wiodła mało uczęszczanymi drogami Doliny Kocierskiej. Ze względu na spore różnice wysokości stanowiła spore wyzwanie dla uczestników.
Na starcie stawiło się sześć zawodniczek i zawodników. Wśród nich trzech uczestników historycznego SUT-a.
Do biegu ruszyli:
- Kmieć Andrzej
- Mutrynowski Piotr (startował z pod zapory w Tresnej)
- Stypa Jerzy
Na rowerach:
- Kmieć Anna
- Kopacz Małgorzata
- Kopacz Dariusz
Pogoda dopisała, więc wszyscy w dobrych humorach przebyli pierwszą część trasy. Po drodze przywitała Nas Jaworzyna ze swoją kapliczką i Miejscem Wypoczynku. Zdjęcia zrobiliśmy, ale wypoczywanie zostawiliśmy innym. Rozgrzani długim podejściem musieliśmy nadrobić trochę czasu. Po ok. dwu godzinach obydwie grupy spotkały się na Przełęczy Kocierskiej. Przy okazji mogliśmy podziwiać piękno samochodów Alfa Romeo, bo właśnie odbywał się ich zlot. Po krótkiej pogawędce ruszyliśmy ku dalszej przygodzie. Biegacze podążali ku Łamanej Skale w dwóch grupkach. W pierwszej Andrzej i Jerzy. Po drodze krótka sesja zdjęciowa na Potrójnej. Było miło i nawet piwo nam proponowali, ale byliśmy twardzi. Pobiegliśmy dalej. Już wkrótce dotarliśmy do górnej stacji wyciągu narciarskiego w Czarnym Groniu. O tej porze roku cicho tu i spokojnie.Za nami nieco opóźniony pomykał Piotr. Rowerzyści natomiast stromym zjazdem ruszyli w dół do Doliny Kocierskiej. Niestety kłopoty techniczne – przebita dętka w rowerze Małgosi – nie pozwoliły ekipie rowerowej na przebycie całej trasy. Za to wykazali się solidarnością i zgodnie z zasadą Fair Play udzielili pomocy zawodniczce. Darek samodzielnie pognał do Żywca po zapasową dętkę dorzucając sobie dodatkowe kilometry, natomiast obydwie panie na piechotę dotarły do bazy zawodów.
W tym czasie biegacze przemierzali beskidzkie szlaki w „pięknych okolicznościach przyrody”. Ponieważ każdy wynik i tak był rekordem trasy, wiec nie forsowaliśmy się za bardzo. W drugiej części trasy zmęczenie i tak dało się nam we znaki. Na szczęście pod koniec ostatniego zbiegu czekał na nas gościnny sklepik w Okrajniku. Za sklepem był nawet lokalny „Ośrodek Kultury”, gdzie w kulturalnych warunkach można było zaspokoić pragnienie chmielowym izotonikiem. Było nawet miejsce do leżenia dla tych bardziej zmęczonych. To na pewno będzie stały punkt przyszłych tras biegowych w tej okolicy. Zwłaszcza, że obie grupy niezależnie zatrzymały się tam na popas. Przypadek? Nie sadzę. Tak, więc w bardzo dobrych humorach już bardziej na piechotę niż biegiem pierwsza grupka dotarła do bazy zawodów. Chwilę później dobiegł Piotr, który po drodze też kontemplował przyrodę nie spiesząc się za bardzo.
Zwieńczeniem imprezy biegowej był wspólny obiad w zaprzyjaźniony zajeździe „Nad Wodą” i wieczorne biegaczy rozmowy w bazie zawodów. Nie było obiecanego ogniska, za co organizator przeprasza w szczególności Piotra „Mutryna”. Następnym razem ognisko będzie - choćby w nocy o północy.
Ponieważ wspaniała pogoda utrzymywała się następnego dnia, więc nikomu nie chciało się zbyt szybko wyjeżdżać. Uczestnicy w większości postanowili zdobyć górę Żar na piechotę i na rowerach. Natomiast Piotr, który szykuje się na pełnego ŁUT-a, postanowił „tak treningowo” wbiec na Pilsko.
I tak nasz Górski Bieg STO-nogi dobiegł końca. Jako organizator mam nadzieję, że się podobało. Już dziś ogłaszam, że jeśli będą chętni, to powtórzymy imprezę. Może w bardziej „sportowym” charakterze, a może wciąż bardziej towarzysko. To zależy od Was, moi drodzy. Granice komfortu przekraczać trzeba, ale czasem można tak tylko troszeczkę.
Nie dajcie się zarazie. Do zobaczenia na biegowych trasach
Jerry49
Zdjęcia: Andrzej Kmieć, Dariusz Kopacz, Jerzy Stypa
22 września 2020